0
Wagus 10 listopada 2014 16:37
Do Chin trafiłam w ramach wyjazdu służbowego, spędziłam tam, a dokładnie w Tianjin, 3 tygodnie. Mój czas zdominowany był głównie przez prace, ale znalazłam też parę chwil na zwiedzanie. Między innymi poniosło mnie do Pekinu.
Pekin (Beijing jak brzmi jego chińska nazwa) to stolica Państwa Środka, miasto, które od razu robi wrażenie. Jest to ośrodek administracyjno- kulturalno- przemysłowy. Turystów przyciągają tutaj przede wszystkim wspaniałe zabytki i trudna do opisania magia. Po kilku dniach pobytu w Tianjin- Binhai, w którym przede wszystkim dominują wieżowce i biurowce, pierwsze co rzuciło mi się w oczy w Pekinie to duża ilość zieleni, której niestety i tak jest za mało, biorąc pod uwagę ilość smogu, który prześladuje to miasto. Aby zobaczyć Pekin trzeba mu poświęcić co najmniej dwa dni, my, czyli ja i moje towarzyszki podróży, miałyśmy niestety tylko jeden dzień, w związku z tym nasze tournee po Pekinie było bardzo intensywne.
Do Pekinu z Tianjin dojechałyśmy szybkim pociągiem (koszt biletu 54 RMB), dzięki któremu około 120 km pokonałyśmy w pół godziny. Pociąg rozwija prędkość do 300 km na godzinę. Dworzec w Tianjin jest bardzo dobrze oznaczony, niestety dużym minusem w Chinach jest to, że bardzo niewielka liczba osób zna angielski, więc gdyby nie nasza chińska koleżanka, która pojechała z nami mogłoby być ciężko.
, ,

Na dworcu w Pekinie wzięłyśmy taksówkę, którą dojechałyśmy pod Zakazane Miasto, niestety jedna z naszych taksówek pojechała trochę inaczej i przez około godzinę nie mogłyśmy odnaleźć naszych koleżanek. Na szczęście wszystko dobrze się skończyło i wszystkie razem przekroczyłyśmy Bramę Niebiańskiego Spokoju na Placu Tiananmen i weszłyśmy na teren Zakazanego Miasta (Forbidden City). Centralnym punktem Bramy Niebiańskiego Spokoju jest portret Mao Zedonga, który widnieje także na większości chińskich banknotów (nominały od 1 yuana w górę). Będąc w tym miejscu warto pamiętać o masakrze jaka miała miejsce na placu Tiananmen w 1989 roku, podczas studenckich demonstracji doszło do starć pomiędzy studentami, a wojskiem, tego dnia zginęło tam bardzo dużo ludzi.
, ,

Bilet wstępu do Zakazanego Miasta to jedyne 60 RMB, ogólnie bilety wstępów w Chinach, w porównaniu do miast europejskich, są w niezwykle atrakcyjnych cenach, a wartość zwiedzanych miejsc jest bardzo wysoka.
Zakazane Miasto przez ponad 500 lat było siedzibą chińskich cesarzy. Na teren Zakazanego Miasta mieli wstęp jedynie cesarz, najwyżsi rangą urzędnicy, męscy krewni cesarza, konkubiny oraz eunuchowie, zwykły śmiertelnik mógł tylko wyobrażać sobie co dzieje się za jego bramami. Od 1987 roku cały kompleks pałacowy (980 budynków) został wpisany na światową listę dziedzictwa UNESCO. Obecnie Zakazane Miasto nie jest już zakazane i każdy może je podziwiać, a chętnych naprawdę nie brakuje, wejście na jego teren jest od strony Bramy Niebiańskiego Spokoju.
Cechą charakterystyczną dla budynków w Zakazanym Mieście są intensywnie pomarańczowo- żółte dachy, taki odcień dachówki był zarezerwowany tylko dla pałaców cesarskich. Pałac został podzielony na dwie części zewnętrzną i wewnętrzną. Idąc w kierunku od południa ku północy mijamy Pawilony Najwyższej Harmonii, Doskonałej Harmonii oraz Pawilon Zachowania Harmonii. Warto też wstąpić na chwilę do carskiego ogrodu, gdzie w cieniu drzew można odpocząć i złapać oddech przed dalszym zwiedzaniem.
, , , , , , , , , ,

Wychodząc z Zakazanego Miasta od razu rzuca się nam w oczy Wzgórze Jingshan, kolejny punkt naszej wycieczki. Z jego szczytu można podziwiać cały kompleks pałacowy, ale nie tylko. Bilet wstępu na teren parku to koszt 10 RMB. Po krótkim spacerze w górę zza drzew zaczyna powoli wyłaniać się Zakazane Miasto, widok jest wprost niesamowity. Warto przejść się również dookoła znajdującego się tam Pawilonu Wiecznej Wiosny by móc podziwiać także panoramę Pekinu.
, , , ,

Po opuszczeniu Parku Jingshan zdecydowałyśmy się na przejażdżkę tuk-tukiem (60 RMB za trzy osoby). Nasz kierowca poprowadził nas przez hutongi, dzięki czemu zobaczyłyśmy kolejną atrakcję Pekinu. Hutongi to zabytkowe, niskie kwatery mieszkalne, których liczba drastycznie zmalała, gdy miasto przygotowywało się do igrzysk olimpijskich w 2008 roku. Biorąc pod uwagę ten fakt tym bardziej warto się udać w to miejsce.
,

Po przejażdżce tuk-tukiem ruszyłyśmy w poszukiwaniu restauracji słynącej z kaczki po pekińsku, niestety okazało się, że restauracja do której zmierzałyśmy jest czynna dopiero od 17:30. Po krótkim spacerze po klimatycznej uliczce nad jeziorem postanowiłyśmy, że pojedziemy metrem Do Świątyni Nieba (cena biletu na metro 2 RMB)
, , ,

Park Świątyni Nieba był oddalony od nas o około pół godziny drogi. Wejście oczywiście było płatne (15 RMB). Nie wiemy dlaczego, ale na miejscu okazało się, że wejście do samej Świątyni było już zamknięte, więc mogłyśmy ją podziwiać tylko z zewnątrz, a szkoda bo jest naprawdę piękna. Na terenie parku ludzie celebrowali wolne popołudnie tańcząc, grając w karty, bądź na instrumentach.
, ,

W związku z tym, że głód już konkretnie nam doskwierał po przejściu przez park wsiadłyśmy do autobusu (bilet 1 RMB) i pojechałyśmy w kierunku Qianmen street, gdzie znajdowała się druga znana restauracja- Quanjude Roast Duck Restaurant serwująca kaczkę po pekińsku. Sama ulica zrobiła na nas pozytywne wrażenie, specjalnie dla turystów zaprojektowano ją w starym stylu. Wreszcie nadarzyła się okazja na zakup pierwszych pamiątek.
, ,

Podczas oczekiwania na stolik miałam okazję podziwiać proces przygotowywania kaczki, a po złożeniu zamówienia z wielką uwagą przyglądałam się jak nasz kucharz ją dla nas kroi, podobno krojona jest ona na 108 kawałków. Zgodnie z tradycją kaczkę spożywa się w naleśniku z odpowiednimi dodatkami takimi jak: sos sojowy, cebula i ogórek. Takie połączenie smakuje wprost znakomicie i z wielkim apetytem pochłaniałyśmy kawałek po kawałku. Syte i zadowolone wyruszyłyśmy na zakupy na Qianmen street i niestety to był już ostatni punkt naszego programu. Dzień przeleciał nam w mgnieniu oka i trzeba było wracać do Tianjin.
, , , , ,

Pekin jest magiczny i niesamowity, ma swój niepowtarzalny klimat i żałuję, że spędziłam w nim tylko jeden dzień. W związku z tym, że nie udało mi się wszystkiego zobaczyć co sobie zaplanowałam zawsze mam powód do tego by tam wrócić ;-)
Zapraszam również na bloga http://rodzinniedookolaswiata.blogspot.com

Dodaj Komentarz

Komentarze (2)

shiro503 15 listopada 2014 08:23 Odpowiedz
Przyjemny artykul , chociaz z drobnymi potknieciami: Wizerunek przewodniczacego MAO widnieje, nie jak piszesz, na wszystkich banknotach, ale na banknotach o nominale od 1 yuana w gore... a zatem nie widnieje na banknotach 1 i 5 JIAO . Tak, tak ...w obrocie sa zarowno monety jak i banknoty papierowe o takich nominalach. Te papierowe sa sporadycznie uzywane, ale to, ze ich nie widzialas, nie swiadczy, ze ich nie ma. PS. Przepraszam za brak polskiej czcionki...ale w Chinach na publicznych kompach po prostu jej nie ma. T
wagus 15 listopada 2014 12:01 Odpowiedz
Dziękuję za trafną uwagę, w ferworze pisania zapomniałam o tych banknotach poniżej jednego yuana :) Miałam oczywiście okazję je widzieć :) Spieszę poprawić moje niedopatrzenie :)